dowaniami stała wysoka świątynia o białych ścianach i czarnym dachu. Świątynia, wybudowana w tybetańskim stylu architektonicznym, miała szereg prostych okien w czarnych ramach i wejście skromne bez krzyczących krużganków chińskich i słupów lakierowanych; czarny dach był oddzielony od białych ścian grubemi wiązkami jakichś nigdy niegnijących prętów, dostarczanych z Tybetu.
O pół kilometra na wschód od klasztoru stał niewielki biały domek z czerwonym dachem żelaznym i z ładnem murowanem ogrodzeniem. Druty telegraficzne łączyły ten domek z osadą rosyjską.
— To dom miejscowego „boga“ — hutuhtu Pandita-Gegeni — objaśnił mnie Mongoł. — Lubi on Rosjan i ich obyczaje.
Ze strony północnej, w pewnej odległości od klasztoru, na niewysokim, stożkowatym pagórku wznosił się budynek, przypominający swą architekturą trzypiętrowe baszty babilońskie, czy „Zuguraty“. Baszta miała białe ściany i dach czarny. Na rogach tego budynku stały wysokie maszty czerwone — oznaka świętego miejsca. Była to dawna świątynia, gdzie przechowywano księgi i rękopisy starożytne, należące do kultu lamaickiego, płaszcze, czapki, oraz ozdoby zmarłych hutuhtu, gegeni i innych dostojników „żółtej wiary“.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/13
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.