Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczęła się rozmowa. Nieznajomy okazał się człowiekiem bardzo uświadomionym i oczytanym; wkrótce przeszedł na tematy polityczne i zaczął się skarżyć na nieudolność ministrów „Żywego Buddhy“.
— Oni tam wyzwalają Mongolję, zdobywają Urgę, wyrzynają wojska chińskie, a my tu na zachodzie nic nie wiemy i siedzimy bezczynnie, pozwalając Chińczykom rżnąć nas, jak barany. Mógłby przecie Bogdo-Chan przysłać nam tu swych gońców? Dlaczego Chińczycy posyłają swych ludzi do Urgi i do Pekinu, prosząc o posiłki, a Bogdo nie może? Dlaczego?
— Czyżby Chińczycy otrzymali pomoc? Jaką odpowiedź przywieźli gońcy? — zapytałem.
Nieznajomy Mongoł zaczął się śmiać głucho i odpowiedział:
— Przyłapałem wszystkich gońców, pisma zabrałem, a ich posłałem... do ziemi...
Znowu się zaśmiał; źrenice błysnęły mu złowrogim ogniem.
Dopiero wtedy zauważyłem, że jego sucha twarz, o wystających policzkach ma rysy niezwykłe dla Mongołów Centralnej Azji. Był on