Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kolonista pisał: „Wystawiona warta. Wydany rozkaz strzelania do pana, w razie, gdyby pan zechciał wrócić do klasztoru“.
Gdym po otrzymaniu tej wiadomości rozmyślał nad planem działania, za jurtą rozległ się ochrypły głos, pytający po mongolsku:
— Gdzie są ci ludzie? Chcę widzieć przybyszów!...
Do jurty, nisko pochylając w drzwiach olbrzymią postać, wszedł barczysty Mongoł. Płomień dogasającego ogniska oświetlał szeroką, pospolitą twarz pastucha o surowych, zuchwałych rysach. Stanął pośród jurty i, zasunąwszy ręce za pas, jął bacznie oglądać leżące postacie. Domożyrow podniósł się ze swego posłania i zaczął rozmawiać z gościem. Po chwili odezwał się do mnie:
— Z panem życzy sobie rozmawiać sławny, waleczny książę Bałdon-Hun.
Usiadłem na posłaniu i w milczeniu przyglądałem się surowej twarzy pastucha, odznaczonego przed laty tytułem książęcym za wyrżnięcie Kobda. Wyczuwałem wrogi nastrój księcia i przygotowałem się do odpowiedniego traktowania go.