Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czeństwo. W okolicznych lasach błąkają się bandy czerwonych partyzantów, rabują i zabijają. Czasami zatrzymują się dłużej w tych kopalniach, które niegdyś słynęły z obfitości złota, przemywają piasek i, po zdobyciu niewielkiej ilości metalu, jadą dalej, przepijając go w jakiejś odosobnionej wiosce, gdzie chłopi fabrykują spirytus z jagód i z ziemniaków, sprzedając mętny, trujący napój na wagę złota.
Te uzbrojone bandy rozbójnicze, nie podlegające żadnym prawom, są bardzo niebezpieczne. Spotkanie z niemi grozi śmiercią.
W trzy dni dojechaliśmy do przejścia górskiego Czokur, prowadzącego przez główny grzbiet Sajanów, przedostaliśmy się na przeciwległy brzeg rzeki Ałgiak i od tej chwili byliśmy już w granicach Urianchaju.
Ten kraj, zadziwiający bogactwem, zaludniony przez 60 000 wymierających Sojotów, mówiących językiem całkiem odrębnym od mowy innych mongolskich szczepów, i szczycących się tem, że przez długie wieki przechowywali ideały odwiecznego pokoju, stał się celem zakusów władz administracyjnych rosyjskich, mongolskich i chińskich. Sąsiedzi dawno