Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie rozkulbaczaliśmy koni, daliśmy im tylko możność położenia się i wypoczęcia.
Przed nami leżała szeroka równina bagnista. W tem miejscu bierze początek rzeka Ma-Chu, która jest niczem innem, tylko źródłami jednej z największych rzek Azji-Żółtej, czyli Hwang-Ho. W oddali połyskiwało wielkie jezioro Arung-Nor.
Rozpaliliśmy ogień z „argyłu“ (suchego nawozu), o który w Mongolji i w Tybecie nietrudno, i zaczęliśmy przyrządzać herbatę, gdy naraz ze wszech stron zaczęto ostrzeliwać nas zupełnie sprawnym ogniem.
Pochowaliśmy się pomiędzy kamienie w oczekiwaniu dalszych wypadków. Strzelanina stawała się coraz gęstszą. Wszędzie z okolicznych wyżyn błyskały ogniki wystrzałów karabinowych, kule świstały we wszystkich kierunkach.
Stało się oczywiste, że wpadliśmy w zasadzkę, gdyż otoczono nas i musieliśmy zginąć. Spróbowałem znowu wywiesić białą flagę, lecz gdym się tylko podniósł, gęsta strzelanina zmusiła mnie do ukrycia się za skałą; jednocześnie kula, odbiwszy się od kamienia, wpiła mi się