Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzwonkach i bębnach. Groźnie huczały basowe trąby, wesoło i pobudzająco wtórowały im tympany. Lamowie napół śpiewali głosami tubalnemi i tremolującemi, napół mówili modlitwy w językach: mongolskim i tybetańskim, a chór chłopców odpowiadał często powtarzanym frazesem tybetańskim.
— Om! Mani padme, Hung! — Bądź błogosławiony, wielki kapłanie, w kwiecie lotosu!
Gdy wyszliśmy ze świątyni, hutuhtu życzył nam powodzenia i szczęśliwej i łatwej drogi, ofiarowując mi duży, żółty „chatyk“ i odprowadzając do bramy „kure“.
— Pamiętaj, synu — rzekł, kładąc mi rękę na ramieniu — że zawsze będziesz tu drogim gościem! Życie jest zjawiskiem tajemniczem, wszystko się może zdarzyć, a więc może kiedyś wypadnie ci być w dalekiej Mongolji, tu, na skraju pustyni. Wtedy nie omijaj Narabanczi — Kure!
Nocą byliśmy już na koczowisku naszych przyjaciół, a nazajutrz pożegnaliśmy ich.
Byłem znużony szybkim marszem do Narabanczi — Kure, więc bardzo mi się podobała