Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płynąłem, zanurzony po piersi w lodowatej wodzie. Chwilami uderzały mię kawały kry, czasami większa fala zalewała mi twarz i głowę.
Nie było czasu na oglądanie się; zapomniałem zupełnie o uczuciu zimna.
Opanowała mię zwierzęca żądza życia.
Rozumiałem, że jeżeli mój wierzchowiec nie wytrzyma walki z prądem i nie wyniesie mnie na brzeg — zginę.
Całą więc uwagę skierowałem na konia, widocznie, tracącego resztki sił. Jeszcze chwila, i usłyszałem głośny jęk mego wierzchowca, poczem spostrzegłem, że zanurzył się głębiej w wodzie. Widocznie miał już zalane nozdrza, gdyż zaczął częściej i głośniej parskać i chrapać.
Płynąc dalej, ujrzałem, jak wielka bryła lodu, wirując, z rozpędem uderzyła w głowę mego konia, który raptownie rzucił się wbok i, nagle zawróciwszy, zaczął szybko płynąć z prądem.
Z wielkim trudem udało mi się skierować go w stronę brzegu, ale przekonałem się wkrótce, że mój koń zupełnie osłabł. Głowa jego kilka krotnie znikała pod wodą.
Nie miałem innego wyboru, jak tylko płynąć samodzielnie.