Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzegł cztery „klępy“,[1] zwolna poruszające „łyżkami“[2], i kilka cielaków, pasących się obok samic.
W środku zmarzniętego bagna stał drugi łoś, młodszy, bo łopaty miał mniejsze i nie tak rosochate.
Marusz wymierzył do starego byka i strzelił.
Łoś, ubiegłszy kilka kroków, padł.
Następnego dnia Czao-Ra w pobliżu obozu zwęszyła samotnego łosia, którego napędziła pod strzał Marusza, a tegoż dnia wytropiła nowe stado, w którem chodziło aż trzy byki. Jednak myśliwy upolował tylko jednego...
Nie mógł więcej, bo prochu pozostało mu tylko na jeden nabój...
Ucieszył się jednak łowiec i, mrużąc oko do psa, rzekł:

— No, teraz już nic nas w „tajdze“ nie trzyma! Pobiegniemy naprzełaj do Nań i Dugena, mała Czao! Ujrzysz swego Wou-Gou, przyjaciółko! Hę?

  1. Samice łosia.
  2. Uszy.