znacza się prawdziwą wielkością«. Tak pisał niejaki A. H. w czasopiśmie L'Artiste dnia 1 listopada 1849 roku (a więc nazajutrz po pogrzebie Chopina), jednocześnie zaś, z inicyatywy Kamila Pleyela, utworzył się komitet pod przewodnictwem słynnego malarza Delacroix, w celu wzniesienia pomnika nad grobem zgasłego mistrza. Zaczęto zbierać składki, a kiedy po bardzo niedługim czasie udało się zebrać wystarczający fundusz, zwrócono się do Clesingera, ażeby zrobiony przez siebie w glinie projekt pomnika Chopina wykuł w marmurze... W pierwszą rocznicę śmierci niezapomnianego artysty, d. 17 października 1850 roku, pomnik ten, już ukończony całkowicie, został odsłonięty i poświęcony. Dnia tego, przed południem, liczne grono przyjaciół i uczniów genialnego kompozytora, zgromadziwszy się w małej kaplicy na cmentarzu Père Lachaise, udało się pod przewodem księdza, po uprzedniem wysłuchaniu cichej mszy, na grób Chopina, w celu odsłonięcia pięknego dzieła Clesingera. Gdy opadła zasłona, na pomnik posypały się kwiaty i wieńce, aż wreszcie, po wspólnie odmówionej modlitwie, deputowany Franciszek Wołowski wystąpił z mową, ale był tak wzruszony, iż musiał poprzestać na wypowiedzeniu kilku słów zaledwie...[1]
Upłynęło odtąd pięćdziesiąt lat blizko, a muzyka Chopina pozostała nietylko ostatniem słowem muzyki fortepianowej, ale i jej najidealniejszą poezyą. Przybyszewski nazywa ją »metamuzyką«, widząc w niej bezpośredni wyraz duszy kosmicznej, niezależnej od mózgu i zmysłów...« Jest to poezya Słowackiego, przetłomaczona na język tonów, a jej nieśmiertelny twórca pozostanie na zawsze, dopóki nie zbraknie ludzi subtelnych i skłonnych do marzycielstwa, jedną z najsympatyczniejszych i najpoetyczniejszych postaci w dziejach ludzkości, jednym z tych geniuszów, których się uwielbia i kocha zarazem, a kocha jakiemś uczuciem miękkiem, rzewnem, kobiecem...
Że tak jest, tego dowodzi n. p. grób Chopina, na którym ciągle różni wielbiciele składają świeże wieńce, świeże kwiaty. Któregoś dnia, kiedym przyszedł podumać przy tym grobowcu, znalazłem na nim, u stóp zapłakanej Muzy, wiązankę prześlicznych róż, które, rzucone na perłowe tło marmuru, miały
- ↑ Zob. korespondencyę z Paryża do londyńskiego John Bull’a, w numerze z d. 26 paźdz. 1850 r.