Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lis westchnął głęboko i odparł:
— Mówię to, co czuję i w co wierzę! Nie ma życia bez wolności, Michale Szymonowiczu, zapamiętaj to sobie! Dopóki pozwalacie, aby marni, występni urzędnicy jeździli na was, jak na oswojonych reniferach, będziecie żyli jak ludzie bezbronni i ślepi. Tylko wolny, prawdziwie wolny naród może osiągnąć szczęście na ziemi!...
Rodionow skrzywił twarz figlarnie i szeptać zaczął dusząc się od śmiechu:
— Powiadasz — wolny naród? Cha! Cha! A czy ty wiesz, bracie, że u nas za słowo „wolny“ wrzucają do więzienia?! Opowiadał mi o tym syn sąsiada popa, seminarzysta z Kazania, uczony młodzieniec... Cha! Cha! Cha!... Jakiś człek napisał książkę kucharską, a w niej między innymi stało: „Pierogi z grzybami należy piec na wolnym ogniu“. Czy ty wiesz, co z tego wynikło?! Biedaka zesłano na osiedlenie, aby zapomniał o „wolnym“ ogniu! Czy rozumiesz?
Polak wzruszył ramionami i odparł:
— Co się rzekło, to już pozostało w waszych sumieniach i myślach! O nic innego mi nie chodzi, przyjacielu miły! Przecież już ucierpiałem i cierpię za umiłowaną wolność...
— A mimo to jesteś zawsze wesoły i pogodny? — zauważył Rodionow.
— Bo wierze, że wolność zwycięży! — zawołał Polak.
— Daj Boże, oby prędzej! — westchnął kupiec, lecz natychmiast usta dłonią przykrył i jął się oglądać bojaźliwie.
Gdy goście po takich pogawędkach żegnali gospodarzy, zjawiały się jeszcze dwie istoty, które pozostawały w chacie Lisów nieraz do północy. Jedną z nich była Dunia Rodionowa, cicha, skromna dziewczyna, przywiązana do pani Julianny całą duszą. Godzinami rozmawiała z nią, a wieczorem przychodziła pomagać, gdy młoda kobieta przyrządzała leki dla chorych.
Pani Julianna przed zamążpójściem zamierzała pojechać