Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypomnieli sobie o tym później, gdy siedząc we dwoje w milczeniu patrzyli na dogorywające smolne łuczywo, palące się w piecu. Wtedy to Władysław podniósł nagle głowę i zawołał:
— Słysz, Julianko, co za dziwny traf?! Pamiętam, jakbym wczoraj dopiero słyszał o tym, jak ciotka Romerowa rozpowiadała o dawnych przewagach i splendorach Lisów! Ona to wspomniała wtedy, że niejaki Marcin Lis, sławny zagończyk pułkownika Aleksandra Lisowskiego, zapędził się był aż hen, pod Berezów, i brzegiem Obi szedł, aż po bitwie, ciężko postrzelony, uchodzić musiał za Ural. No, widzisz, serce moje, że poszedłem w jego ślady...
Uśmiechnął się smutnie i zakończył:
— Postrzelon ciężko pod Grochowem i w lasku Ołtarzewskim uchodzić musiałem za tenże Ural i życie pędzić nad Obią...
Westchnęli oboje i wziąwszy się za ręce milczeli.
Chociaż byli na obczyźnie, chociaż dusze ich rwały się do ojczystego kraju, wygnanie znosili z łatwością; otaczała ich bowiem szczera życzliwość i współczucie prostych, uczciwych mieszkańców małej mieściny, jaką był Narym, gdzie w owe czasy zaledwie jeden raz do roku przybywali urzędnicy, aby sądzić powaśnionych, ściągać podatki i krzywdzić spokojną ludność, wymuszając łapówki i przeróżne nieprawne pobory.
Pierwszego listopada spadł śnieg; mróz ściął go na kamień; słońce, coraz niżej podnoszące się nad horyzontem, roziskrzyło go milionami błysków i ogników, zielonych, czerwonych i niebieskich. Przyszła zima syberyjska, na ogół pogodna, choć mroźna; czasami tylko zawył wicher, zionął zamiecią, targnął szybami, zakołatał do drzwi i usiłował zerwać poszycie dachu.
W chacie zesłańców ciągle przewijali się sąsiedzi.
Polacy widząc, że w miasteczku nie ma szkoły, zaczęli