Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprawę. Niezawodnie jest to powtórzenie wypadku jaki mieliśmy w roku ubiegłym!
Urzędnik spojrzał na bilet i mruknął z oburzeniem:
— Jakież to ostateczne upodlenie kobiety!
— Niezawodnie! — zgodził się gubernator. Lecz jesteśmy obowiązani uczynić wszystko, co jest w naszej mocy.
— Słucham, panie gubernatorze! — odparł p. Gaillard i odszedł.
W poczekalni urzędnik spotkał młodą kobietę o bladej, znękanej twarzy; z pod tropikalnego kasku wymykały się jej kosmyki jasnych, bezbarwnych włosów.
— Pani dziś przybyła? — zapytał urzędnik, podchodząc do niej.
— Tak jest! — odparła cichym głosem. — Płynęłam z Marsylji statkiem „Père Freysinet“.
— Czem mogę służyć pani? Mam zlecenie gubernatora dopomóc pani...
— Chcę odnaleźć swego męża i zamieszkać przy nim — rzekła.
Urzędnik zamyślił się na chwilę, poczem zapytał:
— Może pani zechce opowiedzieć mi, jak doszło do małżeństwa pani z tym... tym...
— Keramusa-Keita! — poddała pospiesznie.
— Tak. właśnie — z Keramusa-Keita — rzekł p. Gaillard. — Bardzobym prosił panią o najzupełniejsza szczerość, gdyż to jest sprawa poważna, tu chodzi o życie pani!...
— O moje życie?! — zawołała, bardziej zdziwiona, niż przerażona.
— Tak pani! — potwierdził urzędnik. — A więc proszę niemal o spowiedź, ręczę za dyskre-