Przejdź do zawartości

Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze inni prosili o dzień zwłoki, by się zoryentować... „Być może, że się zgodzimy na Wasz plan — mówili — i rzucimy losy, co do kolei otrucia się!“ Zastrzegłszy sobie pierwszeństwo, pomimo wszelkiej kolei, zgodziliśmy się na ten dzień zwłoki.
Niespodzianie jednakowoż wypadki, nieoczekiwany wzięły obrót. Pawło Iwanow nie dotrzymał tajemnicy. Oszołomiony rozmową z Michajłowem, wpadł do celi i oznajmił: „Dziś dwóch ludzi chce powtórzyć protest listopadowy... Zakomunikowano mi to w tajemnicy, ale nie mogę jej dotrzymać... Może ktoś z Was ich przekona i uratuje...“
Cała nasza pięciomiesięczna konspiracya odrazu runęła. W więzieniu działo się coś okropnego... Jeden z moich najbliższych przyjaciół w ciągu godziny męczył mię, kreśląc obraz rozpaczy matki, gdy się dowie o mojej śmierci. Były to okropne katusze, których nam nie szczędzono „dla naszego dobra“, chcąc nas uratować...
Męczyło to nas, ale od czynu, przemyślanego w ciągu pięciu miesięcy, odwieść nie mogło.
Kontrola wieczorowa przerwała te katusze. Nazajutrz rano, gdy żandarmi przyszli na ranną kontrolę, Pawło Iwanow oznajmił „starszemu“ żandarmowi, że pragnie pomówić z komendantem. Dowiedzieliśmy się o tym przypadkowo...
— Po co idziesz do komendanta — przeczuwając coś niedobrego, zapytałem Iwanowa.
Wyzywająco spojrzał mi w oczy i odpowiedział:
— Tobie co do tego? Ty masz swoje tajemnice, a ja swoje...