Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podróż z Moskwy do Niżniego - Nowgorodu trwała dobę. W ciągu tego czasu zaledwieśmy zdążyli poznać towarzyszy podróży, choć z gruba rozpoznać rozmaite, dotąd przez nas niemal że nie napotykane typy.
Oto ponury seminarzysta... Słucha, zawsze coś sobie burczy pod nosem, słowa zeń wydobyć nie można, ani poruszyć najefektowniejszą nowiną, ani wyprowadzić z równowagi. Wesoły, czy smutny, rozdrażniony czy spokojny, zawsze jednakowe sprawia wrażenie. „Buntuje“ z takim samym spokojem i posępnym wyrazem twarzy, z jakim pochłania niemal że wcale nie żując kaszę, lub pije herbatę w „prikusku“.
A oto drugi — żywy jego kontrast. Wrażliwy jak mimoza, najmniejszy odruch już się odbija na jego twarzy i w oczach; przed chwilą smutny, nieszczęśliwy, zrozpaczony — za chwilę wesoły, szczęśliwy, pełen wiary. Lada drobiazg wytrąca go z równowagi, lada powodzenie oskrzydla i zapala...
Tuż obok natura głęboka, poważna. Smętny, nieco melancholijny uśmiech krasi mu lica, z pobłażaniem słucha zapaleńców, dobrotliwie się uśmiechając, mówi rzadko i mało, ale za to bez retorycznych frazesów: krótko, zwięźle, rzeczowo.
Rozmowa ani na chwilę się nie urywa: administracyjni już się bliżej poznali u siebie w wieży północnej, to też uwaga ich głównie jest zwrócona