Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nistracyjne. Wówczas cerkwi więziennej nie sposób było poznać. Prócz politycznych, popa, djaczka i kilku strażników nikogo w cerkwi nie było i też zupełnie inny nastrój tu panował. Pop dawał ślub prędko z pominięciem wszelkich formalności, oglądał się na wszystkie strony, jak przestraszony ptak w klatce, rachując sekundy, kiedy się nareszcie uwolni od tej watagi, nie uznającej ani władz, ani popa i tutaj w cerkwi dyktującej mu swoje prawa.
Śluby w cerkwi więziennej stanowią najprzyjemniejsze wspomnienia wielu administracyjnych wygnańców. Nas jednak, jako katorżan, na te śluby w żaden sposób puścić nie chciano. Oburzyło to towarzyszy i postanowili się zemścić. Wymogli na naczelniku, że po ślubie dwu młodym parom da w kancelarji widzenie z nami, a gdyśmy przyszli, cała Sicz jak na apel również do kancelarji się wtłoczyła. Nie byliśmy wtajemniczeni w ich zamiary, a znalazszy się niespodzianie w tak licznym gronie towarzyszy, podnieceni, zajęci rozmową, nie zwracaliśmy uwagi na to, że towarzysze coś koło naszych kajdan majstrują. Owijali każde ogniwo chustkami do nosa, szmatkami, szalikami... Przez ten czas inni dolewali wina pomocnikowi. Po pół godzinie, gdy pomocnik pijanym językiem zaczął bełkotać, że czas się rozejść, towarzysze ściągnęli z nas czapki i kubraki więzienne, narzu-