Strona:Feliks Gwiżdż - Fale.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W górach.

Na skał grzebienie kędzierzawe, na czoła dzikich turni
Szalony gnałem, jak Wiatr Halny, jak mocna siła sił —
Gromem zjawiałem się na halach, (— jak zbójnikowie jurni!..),
Smutki-m poniechał wszystkie — młody — radością tylko-m żył!

Hej! kiedym pojrzał po dolinach, co u nóg moich legły,
Gdym skalne wały pod swe stopy otusznie rzucił — zbój —
To wszystkie złote gór potoki i złomy ku mnie biegły,
Wołając na mnie: bracie! synu! nie odchodź, boś ty mój!..

I tak mnie dziwnie opętały, urzekły po wsze wieki,
Żem ostał w Tatrach jasną granią, tchem wichrów, szumem wód —
I dziś — wśród gór najwyższa góra — spozieram w świat daleki
I myślę... ruszyć wraz z turniami na wielki bój i trud...