Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/18

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    obcuje ciągle. Więźniowie przywiązują się do swej celi, równie dobrze, jak bogacz do wspaniałego gabinetu... bardziej może, bo ciasnotę wypełniają myśli i sny... jedyne dobro człowieka biednego. Śni się i zdaje się, że tyle... jeszcze tyle przed nami.
    Zapalił maszynkę naftową i poszedł do kuchni po wodę. Wyciągnął rękę, chcąc odkręcić kurek, gdy nagle zatrzymał się.
    Z dzioba wodociągu spadały krople. Machinalnie wsłuchał się w ten szybki rytm nieregularnie kapiącej wody.
    Czytał pośpiesznie:
    — Ulica Dziwna liczba 36... ulica Dziwna...
    Zimny dreszcz go przeszedł. Potem szybko przebiegł myślą adresy dzisiejszych depesz. Nie, takiego nie było. Ulica Dziwna...
    Czyż była taka ulica w mieście?
    Słuchał dalej:
    — Ulica Dziwna liczba 36... ulica Dziwna liczba 36... — wypukiwały krople.
    Otrząsnął się i czyniąc wielki wysiłek odkręcił z impetem kurek. Woda rzuciła się w muszlę, opryskując go tak, że się musiał cofnąć. Z pełnym saganem wrócił do pokoju i postawił go na maszynce. Potem zwrócił się ku patyczkowej półce, gdzie się mieściły różne graty