Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydatki. Co za szczęście! To dziadunio, mój własny dziadunio przysłał mi tyle pieniędzy. Patrz, Brygido, to dla ciebie i dla Michała.
— O, panie Cedryku! — wykrzyknęła biedna kobieta, nie mogąc uwierzyć w tak wielkie szczęście — pięć funtów w złocie! Czy pan wie, że to znaczy dwadzieścia pięć dolarów? Ależ ja takiej sumy przyjąć nie mogę bez pozwolenia mamy...
— Przepraszam pana — rzekła z uśmiechem pani Errol — muszę tam pójść na chwilkę.
I wyszła, zostawiając pana Hawisama samego. Wnet jednak wpadł śpiesznie Cedryk, rozpromieniony, szczęśliwy, wołając:
— Rozpłakała się! Ale mówiła, że to z radości. Nie widziałem, żeby kto płakał z radości. O, jakiż ten mój dziadunio jest dobry! Widzę, że to bardzo przyjemnie być hrabią, bardzo, bardzo przyjemnie; teraz już i ja z ochotą będę lordem, i hrabią.