Przejdź do zawartości

Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niepostrzeżenie na długich, ożywionych naradach, obmyślano plany, układano sposoby postępowania, pan Hobbes podzielał we wszystkiem zdanie Dika i pomysły jego pochwalał.
Rozważywszy gruntownie całą sprawę, rozebrawszy każdy szczegół należycie, dwaj sprzymierzeńcy postanowili działać niezwłocznie i skutkiem tego postanowienia Dik napisał do brata swego Bena, a w liście przesłał mu wycięty z czasopisma portret z podpisem „Lady Fautleroy.“ Przez ten czas pan Hobbes pisał do Cedryka i do samego hrabiego. Nim jednak załatwili się obaj z tą korespondencyą, nowa myśl przyszła do głowy Dikowi.
— Zapomniałem powiedzieć — rzekł do kupca — ten pan, od którego czasopismo dostałem, jest adwokatem. Nazywa się pan Harrison i ma kancelaryą tuż obok mojego zakładu. Możeby on nam dał jaką dobrą radę? Adwokaci znają się na takich sprawach, od niego dowiedzielibyśmy się najlepiej, co robić, ażeby Cedryka obronić od tej napaści.
Pan Hobbes spojrzał na Dika z uwielbieniem i wręcz mu objawił, że mało zna ludzi tak zdolnych i pomysłowych.
— Masz zupełną słuszność — rzekł na zakończenie — trzeba się poradzić tego adwokata.
I nie tracąc chwili, powierzył sklep sąsiadowi, który go niekiedy wyręczał, sam zaś wziął