Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że sędziwy hrabia chce zabrać do siebie wnuka i pod okiem swojem wychowywać go na przyszłego spadkobiercę.
— O mój Boże! — zawołała pani Errol — więc chcą mnie z tem dzieckiem rozłączyć? Ależ ono takie przywiązane do mnie, biedactwo! A ja?.. Cóż pocznę bez niego? wszak ja to dziecko jedno mam na całym, szerokim świecie... i zdaje mi się, że byłam dla niego zawsze dobrą matką.
Taka boleść brzmiała w jej głosie, takie łzy rzewne wybladłą nagle twarz oblały, że prawnik zaczął chrząkać i kaszlać, bo mu coś w gardle stanęło. Po chwili dopiero przemówił znowu w te słowa:
— Obowiązkiem moim jest powiedzieć pani otwarcie całą prawdę. Hrabia Dorincourt nie może... nie może mieć życzliwości dla pani. Jest podeszły w latach, ma swoje uprzedzenia, niecierpi Ameryki i Amerykanów. Bardzo był zagniewany na syna za to małżeństwo i... postanowił nie widzieć się wcale z panią. Przykro mi bardzo, że muszę być zwiastunem takich niemiłych wiadomości. Hrabia życzy sobie, ażeby lord Fautleroy mieszkał u niego, wychowywał się pod jego wyłączną opieką. Sam zaś przebywa stale na zamku swoim w Dorincourt, nigdy już teraz nie zagląda do Londynu, podagra mu bardzo dokucza, potrzebuje spokoju i ciszy. Ale