Przejdź do zawartości

Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piękne, długie włoski, a chwytając śpiesznie, to ubranie, to grzebień, powtarzała raz po raz, jakby sama do siebie:
— Boże wielki! Czy to się komu śniło! Taki magnat, taki lord! Taki pan z panów, taki hrabia!
— Cóż to za pan, Katarzyno? Co za lord, co za hrabia? — pytał Cedryk, ale nie mogąc się niczego dopytać, dał pokój i pomyślał, że przecież od matki dowie się o wszystkiem.
Gdy już był ustrojony, Katarzyna drzwi otworzyła i chłopczyk pędem zbiegł do saloniku. Na fotelu obok jego matki siedział ów sędziwy jegomość, którego przez okno był zajrzał. Pani Errol wyglądała nadzwyczajnie wzruszona, łzy nawet miała w oczach.
— O, Cedrusiu, — zawołała, biegnąc naprzeciw niemu i chwytając go w objęcia — o, Cedrusiu, dziecko moje ukochane!
A sędziwy jegomość, wysoki, chudy, o twarzy ściągłej i siwych faworytach, powstał także i wpatrując się uważnie w chłopczyka, rzekł powoli, gładząc dłonią brodę:
— Aa! więc to jest lord Fautleroy?