Cedryk odprowadził grzecznie rektora aż do drzwi, powrócił potem do dziadka, mówiąc:
— Czy nie mógłbym teraz pójść do Kochańci? Ona tam pewnie czeka na mnie.
Hrabia milczał przez chwilę i rzekł zamiast odpowiedzi:
— Zadzwoń na Tomasza, on cię zaprowadzi do stajni, zobaczysz tam coś ciekawego.
— Może już jutro pójdę do stajni — odparł chłopczyk i zarumienił się lekko — wolałbym zaraz pójść do Kochańci, ona czeka od rana.
— No to dobrze — mruknął hrabia, marszcząc brwi — zadzwoń i każ zaprządz do powozu. Chciałem, żebyś wprzód zobaczył swego konika.
— Konika! — zawołał Cedryk — mego konika?
— Tak, kazałem ci przygotować małego kucyka, żebyś się uczył konno jeździć. Czy chcesz, żeby go tu przyprowadzili przed okna?
Chłopczyk poczerwieniał cały ze wzruszenia, przytłumionym głosem wołał:
— Konik! kucyk mój własny, nigdy nie spodziewałem się tego. O, jakże się Kochańcia ucieszy!
— Czy chcesz, żeby go tu przyprowadzili? — powtórzył hrabia.
Chłopczyk odetchnął głęboko i rzekł:
— O, chciałbym tego kucyka zobaczyć, chciałbym bardzo, musi być prześliczny; ale dziś już niema czasu, Kochańcia tam czeka.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/149
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.