Przejdź do zawartości

Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.

Gdyby kto przed tygodniem przepowiedział był hrabiemu, że on, co nigdy nie raczył przemówić łaskawie do żadnej istoty ludzkiej, zapomni o podagrze i o zgryźliwości, grając w pionki czarne i białe z dziewięcioletnim chłopaczkiem, byłby tego proroka uważał za szaleńca. A jednak grał w najlepsze i z zajęciem prawdziwem, gdy Tomasz oznajmił gościa.
Tym gościem był poważny, średnich lat mężczyzna, czarno ubrany, nie kto inny, tylko rektor miejscowej parafii (toż samo, co u nas proboszcz). Widok, który się oczom jego przedstawił, gdy wszedł w ślad za Tomaszem do biblioteki, w takie zdumienie go wprawił, że jak wryty stanął przy progu i po chwili dopiero postąpił dalej.
Ze wszystkich obowiązków, jakie rektor Mordaunt spełniał w swojej parafii, najcięższym i najprzykrzejszym dla niego był obowiązek przema-