Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie było już jednak ani śladu po niej w całym korytarzu.
— Któż to jest ta dziewczynka, która pali u nas w piecu? — zapytała Sara przed spaniem pokojówkę.
Mariette zaczęła szczegółowo opowiadać, co wiedziała o małej posługaczce. Okazało się, że to małe, przez wszystkich opuszczone biedactwo przyjęto niedawno do służby jako pomywaczkę kuchenną — choć było raczej wszystkiem innem niż pomywaczką. Była to istna dziewczyna do wszystkiego; czyściła buty, szorowała podłogę, myła okna, nosiła węgiel na górę, uprzątała popiół z kominków. Liczyła już sobie lat czternaście, ale sądząc z jej wątłej postaci i drobnego wzrostu, niktby jej nie dał powyżej dwunastu. Usposobienie miała tak bojaźliwe, że ilekroć ktoś ją zagadnął, jej biedne, wytrzeszczone oczy zdawały się wyskakiwać z oczodołów. Marietta bardzo współczuła z jej dolą.
— Jak ona ma na imię? — zapytała Sara, która podparłszy piąstkami podbródek, wsłuchiwała się w tę opowieść.
Dowiedziała się, że imię posługaczki brzmiało Becky (Rebeka). Mariette nieraz słyszała rozlegające się na schodach wołanie:
— Becky, zrób to!... Becky, zrób tamto!
Przez jakiś czas po odejściu Marietty Sara siedziała,