— Tak jest — odpowiedziała Sara. — Małpy są bardzo delikatne i w taką pogodę nie mogą pozostawać na dworze. Zaraz ją tu przywabię.
Wyciągnęła ostrożnie rękę, przemawiając wabiącym głosem — jakim przemawiała do wróbli i do Melchizedecha — jak gdyby sama była małem zwierzątkiem, rozumiejącem lęk i dziki niepokój zwierzęcego serduszka.
— Chodź-no, chodź, małpeczko kochana — wołała. — Ja ci nic złego nie zrobię!
Małpa czuła prawdziwość jej zapewnień — jeszcze zanim Sara położyła miękką, pieszczoty pełną dłoń na jej grzbiecie i przygarnęła do siebie niebogę. Zwierzątko, które zaznało już ludzkiej dobroci w zręcznych, smagłych rękach Ram Dassa, nie bało się rąk Sary; pozwoliło się przenieść przez okno, a gdy znalazło się na jej ramionach, przytuliło się do jej piersi i patrząc w oczy dziewczynce, poczęło bawić się puklem jej włosów.
— Grzeczna małpka! Grzeczna małpka! — zamruczała Sara, całując ją w śmieszny łebek. — Ach, jak ja lubię małe zwierzątka!
Małpka najwidoczniej ucieszyła się, że ją przyprowadzono do ciepłego ogniska, a siedząc na kolanach Sary, patrzyła z uznaniem i zaciekawieniem to na nią, to na Becky.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/290
Wygląd
Ta strona została skorygowana.