pomysłowe meble składane, a nawet i półki z książkami, — aż wkońcu nie było już chyba takiej rzeczy, której możnaby jeszcze pragnąć. Gdy Sara rankiem schodziła na dół, na stole zostawały resztki kolacji; gdy wieczorem wracała na poddasze, już były sprzątnięte przez czarodzieja, a na ich miejscu stała smaczna kolacja.
Miss Minchin była szorstka i dokuczliwa jak zawsze, miss Amelja po dawnemu utyskiwała na wszystko, służące wciąż dawały się we znaki swą gburowatością. Sara codzień chodziła za sprawunkami zarówno w pogodę jak w słotę, a łajania i upomnienia stały się dla niej już chlebem powszednim. Z Ermengardą i Lottie prawie nie pozwalano jej rozmawiać; Lawinja podrwiwała z coraz to bardziej zdzierających się jej sukienek, a inne dziewczynki wytrzeszczały na nią oczy, ilekroć wchodziła do sali szkolnej. Cóż to wszystko jednak znaczyło wobec tego, że życie jej było osnute przędziwem czarownej, tajemniczej baśni? Baśń ta była bardziej urocza i rozkoszna niż wszystko, co Sara potrafiła kiedykolwiek wymyślić, by pocieszyć swą zbolałą duszyczkę i ratować się od rozpaczy. Czasami, gdy ją łajano, siłą powstrzymywała się od uśmiechu:
— O gdybyście wiedzieli! gdybyście wiedzieli! — powtarzała sobie w duchu.
Wygoda i szczęście, jakiego zaznawała, czyniły ją
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/281
Wygląd
Ta strona została skorygowana.