stawać dłużej jak chwil parę w cudzem mieszkaniu, a chwile te zbiegły na nowych ukłonach i podziękowaniach za udzielone mu pozwolenie.
— To małe licho nie jest tak złe, jak się wydaje — mówił, głaszcząc małpkę. — Mój pan, który ciężko choruje, bardzo jest do niej przywiązany, więc zmartwiłby się bardzo, gdyby jego faworytka uciekła i przepadła.
To rzekłszy, oddał Sarze znowu ukłon głęboki i wylazłszy przez okno, przebiegł po dachu tak szybko i sprawnie, że i małpa nie wykonałaby tego lepiej.
Po jego odejściu Sara stała przez czas długi na środku swego pokoiku, rozmyślając o wielu rzeczach, które jej przypomniała ciemna twarz Laskara oraz jego zachowanie, pełne objawów czci i szacunku. Dziwnem jej się teraz wydawało, że ona — to popychadło, które przed godziną było przedmiotem urągań i obelg ze strony kucharki — była parę lat temu otoczona ludźmi, którzy do niej odnosili się tak, jak Ram Dass, którzy kłaniali się jej nisko, gdy przechodziła, bili czołem przed nią, gdy się do nich odezwała, — którzy byli jej sługami i niewolnikami. Był to jakby sen, który przeminął i już nie wróci... w każdym razie wydawało jej się niepodobieństwem, by w obecnym trybie życia miała zajść jakakolwiek zmiana. Sara wiedziała, jakie zamiary miała miss Minchin w sprawie
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/189
Wygląd
Ta strona została skorygowana.