Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bogaty i że gotów był nie żałować pieniędzy na kształcenie swej córki.
— Miło mi będzie roztaczać opiekę nad tak ładną i obiecującą dziewczynką, panie kapitanie — odezwała się, głaszcząc rękę Sary. — Pani Meredith bardzo ją chwaliła. Grzeczna i mądra dziewczynka to dla mnie skarb nielada.
Sara stała spokojnie, utkwiwszy oczy w twarzy miss Minchin, i myślała znów o czemś dziwnem.
— Czemu ona nazwała mnie „ładną”? Nie jestem wcale ładna. Taka Belcia, córka pułkownika Grange, ma dołki w buzi, różowe policzki i długie złociste włosy. Ja mam krótkie czarne włosiaki i zielone oczy, przytem jestem chuda i wcale nie powabna. Jestem jedną z najbrzydszych dziewczynek na świecie.
Myliła się jednak Sara, wydając taki sąd o swej urodzie. Wprawdzie nie była zgoła podobna do Izabeli Grange, słynnej w całym pułku swą pięknością, w każdym razie miała w sobie wiele dziwnego uroku. Była osóbką smukłą, zgrabną, jak na swój wiek dość wysoką; twarzyczkę miała bystrą i miłą, włosy gęste, krucze, sfalowane nad samem czołem; duże, przedziwne jej oczy przysłonięte były długą czarną rzęsą, a choć ich kolor szarozielony nie był w guście jej samej, jednakże podobał się wielu ludziom. Mimo