Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głos jej słychać było dokładnie w całej sali. Przewodniczący zachowywał się względem niej z dyskretnym szacunkiem, starając się nie potrącać żadnej draźliwej struny.
Ona jednak pierwsza oświadczyła odrazu, że była narzeczoną Dymitra.
— Dopóki mnie sam nie porzucił — dodała cicho.
Gdy spytano ją o trzy tysiące, powierzone przez nią Miti, odpowiedziała, że nie polecała mu wcale, aby je wysłał natychmiast, a dopiero w przeciągu miesiąca.
— Przeczuwałam, że potrzebuje pieniędzy, i napróżno, doprawdy, dręczył się tak bardzo tym długiem.
Byłam zupełnie pewna, — mówiła dalej — że prędzej, czy później, odda mi te trzy tysiące, nie wątpiłam nigdy ani przez chwilę o bezwzględnej jego rzetelności w sprawach pieniężnych. On sam był najmocniej przekonany, że pieniądze te otrzyma od ojca, co mi też często powtarzał.
Nie przypominam sobie, aby rzucał jakie pogróżki przeciw ojcu, przynajmniej nie robił tego nigdy w mojej obecności. Gdyby był przyszedł do mnie, uspokoiłabym go natychmiast co do tych nieszczęsnych trzech tysięcy, ale wtedy nie bywał już u mnie, a byłam w takiem położeniu, że nie mogłam go pierwsza zawezwać...
Nie miałam zresztą prawa być bardzo dla niego surową, — dodała nagle jakimś wyzywającym tonem — bo w swoim czasie sama pożyczałam od niego więcej, niż trzy tysiące i nie wahałam się