Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szący mu na szyi, w którem zaszyte były pieniądze, zapewne owe półtora tysiąca.
— Ależ tak, tak, — zawołał ze swego miejsca Mitia, — uderzyłem pięścią w woreczek.
Fediukowicz rzucił się do oskarżonego, zaklinając go, aby się nie mieszał.
Następnie wpił się po prostu pytaniami w Aloszę.
Ten, uderzony również ważnością swego odkrycia, wykazał jasno, że hańba, o której mówił Mitia, polegała zapewne na tem, że, mając na piersi pieniądze, należące do Katarzyny i mogąc je zwrócić, jako połowę swego długu, wolał je jednak zataić, aby je później użyć na uwiezienie Gruszy.
— I pan jest pewien, że brat pański uderzał się tak wysoko powyżej serca? — pytał pożądliwie Fediukowicz.
— Ależ tak, — potwierdził żywo Alosza, — pamiętam doskonale, że mię to nawet dziwiło, że bije się w piersi w tym mianowicie punkcie, a nie niżej, a potem pomyślałem, że niema się nad czem zastanawiać.
Nie rozumiem doprawdy sam, jak mogłem dotąd zapomnieć o tym fakcie.
Oczywiście, wmięszał się tu i prokurator.
Prosił Aloszę, aby zechciał powiedzieć wyraźnie, czy brat jego ukazywał na jakiś punkt, czy też po prostu bił się pięścią w piersi.
— Ależ nie, nie pięścią, ale palcem wskazującym, uderzał się w to miejsce, teraz dopiero przypominam to sobie całkiem dokładnie.
Przewodniczący zwrócił się do oskarżone-