Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili ruch jakiś zrobił się koło drzwi i do sali weszła młoda dziewczyna, blada i z rozwianym włosem...
Była to Liza...
Usuwano się jej z drogi ze zdziwieniem, wszyscy bowiem wiedzieli o jej chorobie, że nie może chodzić o własnych siłach. Ona szła prosto przed siebie, z wzrokiem utkwionym w sędziów i zatrzymała się przed trybunałem.
— Liza! — zawołała Katarzyna, śpiesząc ku niej, by ją podtrzymać, ale dziewczyna wstrzymała ją ruchem ręki.
— On niewinny! — zawołała przenikliwym głosem — on święty! uzdrowił mnie!
Słaniała się ze wzruszenia. Przewodniczący dał znak woźnym, aby jej przyszli z pomocą. Wielki był już czas na to, bo złamana wysiłkiem, utraciła na chwilę przytomność. Wrażenie jednak było niesłychane, sędziowie nawet ulegli wzruszeniu! Łzy, okrzyki, zachwyt! Alosza jeden spokojny był, uśmiechając się do tych wszystkich ludzi, garnących się do niego z taką miłością. W tej chwili czuł w sercu więcej, niż radość, więcej, niż szczęście.
I stała się rzecz niesłychana w dziejach naszego sądownictwa. Przysięgli nie udali się na osobność, lecz publicznie, jawnie, jednomyślnie, wydali wyrok uniewinniający.
Katarzyna Iwanówna zabrała do siebie Lizę i Aloszę, po drodze robiono im owacye. W mieszkaniu Katarzyny spotkała ich pani Chachłakow, która przybiegła tu zrozpaczona, nie wiedząc, co się stało z Lizą; zdumienie i ra-