Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla tego trzeba się śpieszyć, teraz nie spotka pani nikogo — nalega! Alosza.
Poszli więc oboje do szpitala miejskiego, gdzie Mitia umieszczony był teraz.
Na drugi dzień po wyroku dostał nerwowej gorączki, oddano go więc na oddział, przeznaczony dla więźniów. Na usilne jednak prośby Aloszy i wielu pań z towarzystwa z panią Chachłaków i Lizą na czele, doktór Warwiński pozwolił na przeniesienie go do separatki, tej samej, w której niedawno jeszcze leżał Smerdiakow.
Okno, mocno zakratowane i żołnierz uzbrojony na korytarzu, dawały gwarancyę, że to przekroczenie ustaw więziennych nie pociągnie za sobą złych skutków. Doktór Warwiński, człowiek młody i ludzki, rozumiał, jak ciężko takiemu człowiekowi, jak Mitia przerzucić się nagle do sfery, zwyczajnych złodziei i morderców, do takiej zmiany przywykać trzeba stopniowo.
Krewnym wolno było odwiedzać chorego, ale z pozwolenia tego korzystali, jak dotąd, tylko Alosza i Grusza.
Zgłaszał się parę razy Rakitin, ale tego sam Mitia nie chciał wcale przyjąć.
W chwili wejścia Aloszy, Mitia siedział na łóżku w szpitalnym kaftanie, głowę miał obwiązaną — był w gorączce. Nie śmiał zapytać brata czy Katarzyna przyjdzie, ale Alosza wyczytał pytanie to z jego twarzy.
— Bądź spokojny bracie, — rzekł — przyjdzie na pewno, choć może nie dziś jeszcze.
Mitia zadrżał, od pewnego czasu miał na myśli wciąż Katarzynę, czuł także, że każde sło-