Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziło. Rozmawiali tak już blizko kwadrans, Katarzyna siedziała blada i z błyszczącemi oczami, przeczuwając, o czem mówić chce z nią Alosza.
— Bądź spokojny, — mówiła żywo — on się zgodzi, musi się zgodzić, niema przecie innego wyjścia. Wszystko przygotowane do ucieczki. Ten nieszczęsny rycerz honoru i sumienia (nie mówię tego o Dymitrze, a o tamtym — dodała, ukazując na drzwi, za którymi leżał Iwan) zwierzył mi już dawno cały plan. Stać się to ma na drugim etapie; Iwan Fedorowicz jeździł sam na miejsce i poznał się z naczelnikiem etapu. Niewiadomo tylko, kto prowadzić będzie partyę zesłańców, tego nie można nigdy z góry przewidzieć. Jutro pokażę ci cały projekt, spisany szczegółowo na papierze. Przyniósł mi go Iwan Fedorowicz w opieczętowanej kopercie w wigilię rozprawy. Przeczuwał, biedak, że sam nie będzie w stanie. A czy wiesz, o co się wtedy posprzeczaliśmy?
— Niewiem — odparł Alosza.
— Właśnie o ten plan. Iwan Fedorowicz chciał, aby Dymitr uciekał za granicę w towarzystwie tej istoty, tej Gruszy, i o to się tak rozgniewałam. Sama nie wiem dlaczego, ale i dziś nie mogę znieść myśli, że ta wstrętna kobieta pójdzie z nim. — Mówiąc to, Katarzyna i teraz drżała z oburzenia. — Iwan Fedorowicz, widząc mój gniew, wyobraził sobie, że zazdrosna jestem o tamtą i że jeszcze kocham Dymitra, to mnie obraziło. Nie mogłam pojąć, jakim sposobem człowiek o tak wyższych uczuciach, jak Iwan, podejrzewać mnie może o tak nizką namiętność. Pokłóciliśmy się więc na dobre, tembardziej, że