Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaproszono na herbatę, dla dotrzymania towarzystwa panu domu, który jednak milczy, nie chcąc przeszkadzać swemu chlebodawcy.
— Słuchaj — rzekł wreszcie gość do Iwana. — Idąc do Smerdiakowa, chciałeś się dowiedzieć, co robi Katarzyna Iwanowna, tymczasem wcale się o to nie zapytałeś.
— Ach, prawda — wyrwało się mimowoli Iwanowi, i twarz jego spochmurniała. — Prawda, zapomniałem. — Teraz, zresztą, wszystko jedno — szepnął jakby sam do siebie — jutro się wszystko rozstrzygnie. O, ty sobie nie wyobrażaj — dodał z nagłym gniewem, zwracając się do gościa, — że ci uwierzę, żeś to ty mi przypomniał, przypomniałbym sobie sam.
— To nie wierz — uśmiechnął się pobłażliwie dżentelmen, — wiara nie znosi przymusu. Przytem niema dla niej żadnych dowodów materyalnych. Apostoł Tomasz uwierzył nietylko dlatego, że ujrzał Chrystusa, ale dlatego, że pragnął uwierzyć, jeszcze zanim go ujrzał. A spirytyści, naprzykład (ogromnie ich lubię) wyobrażają sobie, że przynoszą ogromny pożytek dla wiary, ponieważ czart pokazuje im różki z tamtego świata. Och ludzie! ludzie! tamten świat i materyalny dowód, che! che! oni jeszcze nie rozumieją, że materyalny dowód to na istnienie piekła, nie zaś nieba. Stanowczo zapisuję się do towarzystwa zwolenników idealizmu i będę im robił opozycyę. Realista jestem, ale nie materyalista, che, che, che!
— Słuchaj! — rzekł nagle Iwan, wstając z za stołu — mam w tej chwili malignę, czuję, że bre-