Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łóżku była nietknięta. Jedynym dowodem ich istnienia jest rozdarta koperta, znaleziona na podłodze. Ale któż może twierdzić na pewno, że pieniądze były w niej rzeczywiście? Nie możemy pozwalać sobie na tworzenie psychologicznych romansów, chodzi tu o życie i los człowieka. Mówi się wiele o ogromnych sumach, rozrzuconych i marnotrawionych przez oskarżonego, ale dlaczegóżby miały to być pieniądze jego ojca? Wiemy przecież, że wziął trzy tysiące od narzeczonej swojej, panny Werchowcew. Mógł w istocie odłożyć połowę tych pieniędzy, jak to sam twierdzi. Przecież to przypuszczenie zupełnie jest prawdopodobne i całkiem zgodne z charakterem podsądnego.
Prokurator stawia swoją własną fikcyę psychologiczną o słabej woli oskarżonego, który miał setkę po setce roztrwonić odłożone pieniądze. — A jeżeli rzecz miała się zupełnie inaczej?
„Świadkowie twierdzą, że podsądny już w pierwszą noc stracił całe trzy tysiące. Ale któż ze świadków mógł sam policzyć te pieniądze? Wiadomo zresztą, że mienie sąsiada wydaje się nam zawsze większe, niż nasze własne.
„Jakąż wartość mogą mieć zeznania tego rodzaju świadków. Taki np. Maksymow utrzymuje, że widział w ręku oskarżonego 20.000 rubli.
„Co się zaś tyczy panny Werchowcew, narzeczonej oskarżonego, ta, jak wiadomo, złożyła dwa zupełnie sprzeczne zeznania. Poprzednik mój, wiedziony uczuciem delikatności, nie chciał dotykać romantycznej strony tego stosunku, pójdę i ja w jego ślady. Pozwolę sobie wszakże na jedną