Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z samego zeznania pańskiego wynika, że pan nawet do domu nie zachodził?
Prokurator zmarszczył się na pytanie to, postawione tak poprostu, nie przerywał jednak sędziemu.
— Istotnie, nie zachodziłem do domu — odparł Mitia bardzo spokojnie, utkwiwszy wzrok w ziemię.
— Powtarzam raz jeszcze pytanie — rzekł sędzia niesłychanie ostrożnie, jakby się podkradając. — Zkąd pan dostał tak znaczną kwotę, skoro, według własnego pańskiego zeznania, tego samego jeszcze dnia, o godzinie piątej po południu...
— Nie miałem ani grosza i zastawiłem pistolety u Perchotina — podchwycił Mitia. — Tak, a potem chodziłem do Chachłakowowej prosić o trzy tysiące, lecz ta nie dała. A tu naraz pojawiły się pieniądze. Rozumiem doskonale, panowie, jaki was strach oblatuje na myśl, że nie powiem, zkąd wziąłem te pieniądze. Zgadliście, bo istotnie nie dowiecie się tego odemnie, stanowczo nie powiem.
Sędziowie milczeli chwilę.
— Zechciej jednak zrozumieć, panie Karamazow, że musimy koniecznie znać ten szczegół — cicho i prawie tkliwie przemówił sędzia śledczy.
— Rozumiem, a mimo to, nie powiem.
Wmieszał się i prokurator i znów upewniał podsądnego, że może nie odpowiadać na pytania, skoro to uważa za stosowne, że jednak taka metoda...