Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gości, a pod najróżniejszymi pozorami urządzał u siebie proszone obiady i wieczory z kartami. — Był on już wrawdzie wdowcem, ale w domu jego nie brakło i kobiecego towarzystwa, bo mieszkała przy nim córka jego, również jak on, wdowa z dwoma dorastającemi córkami. Obecność młodych panienek ściągała, oczywiście, młodzież, to też w domu Michała Makarowicza bawiono się zawsze wesoło i gwarnie. Idąc do niego, Piotr Iljicz pewien był, że zastanie tam mniej lub więcej liczne zebranie, a przypuszczenie to nie zawiodło go. Przez dziwne jakieś zrządzenie losu, zebrani byli właśnie przy kartach wszyscy ci, których obecność konieczna była dla dochodzenia w razie jakiego zajścia kryminalnego, jak właśnie w tym wypadku.
Był tam więc zastępca prokuratora, którego jednak tytułowano prokuratorem, Hipolit Kiryłowicz, człowiek zdolny, ale mający o sobie bardzo wysokie pojęcie, przytem skłonny do suchot, a przez to chorobliwie rozdrażniony i zgorzkniały. Uważał on siebie za genialnie zdolnego Psychologa, umiejącego niemal odgadywać najtajniejsze pobudki zbrodni, a sprawa morderstwa, spełnionego w rodzinie Karamazowych — nastręczała mu wyborną sposobność do wsławienia swego nazwiska na całą prawie Rosyę.
Dalej, znajdował się tam jeszcze Mikołaj Neludow, młody sędzia śledczy, niedawno przybyły z Petersburga, który zalecał się do jednej z panienek i młody lekarz powiatowy, codzienny gość sprawnika.
Wszedłszy do mieszkania Makarowa, poznał