Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usuwać się komuś z drogi, dać wolny przejazd? Po to właśnie jadę. Nie bój się, mordować nikogo nie będę, grzech ludzi mordować, nie wolno nikomu życia psuć, a jak się samemu sobie zepsuło, to możesz się sam ukarać. A jak komu życie zgubiłeś, kara cię i tak nie minie. — Wszystko to wyrwało się z ust Miti, jednym tchem, prawie mimowoli. Andrzej, choć trochę zdziwiony takiem zachowaniem się wiezionego pana, podtrzymał jednak rozmowę, mówiąc:
— Prawdę rzekliście, Dymitrze Fedorowiczu, grzech człowieka mordować, jak i wszelkie inne stworzenie. Ot! choćby i konie. Bywa taki, co je okrutnie morduje i biczem gna, choć bydlę siły niema, a przecie gna je i gna prosto przed siebie.
— Aż się do piekła zagna — przerwał mu nagle Dymitr, chwytając go znów za ramiona.
— Słuchaj Andrzej! ty prosta duszo, powiedz, pójdzie Dymitr Karamazow do piekła, czy nie pójdzie? tak po waszemu.
— Niewiem tego, to już do was zależy Dymitrze Fedorowiczu. Bo to, proszę wielmożnego pana, powiadają u nas tak: „Skoro syn Boży na krzyżu rozpięty Bogu ducha oddał, to prosto z krzyża wstąpił do piekieł i oswobodził ztamtąd wszystkich grzeszników. — I powstał wielki lament w piekle, bo się dyabły trapiły, że już nikt więcej nie przyjdzie i piekło będzie stało puste. Wtedy Zbawiciel rzekł: Nie lamentujcie dyabły, bo przyjdzie ich tu do was jeszcze wielu. Wszyscy panowie i rządcowie, a najbardziej sędzie i bogacze, tylu ich będzie, że się prawie w piekle nie