Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że, nikt nie pozna, co mam w takiej chwili w sercu. Alosza drogi, poproś ty tej panny, aby mi darowała, bo nikt nie wie, co się w sercu mojem dzieje, pojadę może, ale nóż z sobą wezmę.
Wypowiedziawszy to wszystko, Grusza, nie mogąc już zapanować nad sobą, rzuciła się na kanapę, twarzą do poduszki, i płakać zaczęła na głos.
Alosza wstał z miejsca i podszedł do Rakitina.
— Misza — rzekł łagodnie Alosza — ty się nie gniewaj na nią, mimo, że cię obraziła; widzisz sam, co się z nią teraz dzieje, nie można żądać od niej za wiele, trzeba mieć litość...
Alosza powiedział to z głębi serca, czuł konieczną potrzebę wypowiedzenia się; zwrócił się do Rakitina, ponieważ ten był obecny, ale gdyby go nie było, powiedziałby to samo, choćby sam do siebie. Ale Rakitin spojrzał na niego drwiąco i Alosza urwał natychmiast.
— Napchał się gadaniną swego starca, teraz wszystko na mnie wyładowuje, Boży człowiek, świętoszek — mruknął z nienawiścią Rakitin.
— Nie śmiej się, Rakitin, i nie dotykaj zmarłego; wyższy on był od wszystkich na ziemi i nie wolno mówić o nim w ten sposób — zawołał Alosza z siłą. — Nie miałem wcale zamiaru potępiać cię, bo i czemże ja sam jestem, ostatni z ostatnich. Z czem tu szedłem? duszę chciałem zgubić i nie broniłem się tej myśli. Niech tam! myślałem sobie w małoduszności mojej. A ona po pięciu latach męki potrafiła wszystko zapomnieć,