Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łeś i dlatego dręczy, wie, że ją kocham, a miłość Dymitra, to tylko przymus”. Wszystko to prawda, a w tem tylko trudność cała, że ona potrzebuje na to piętnastu, a może dwudziestu lat, aby się przekonać, że nie kocha Dymitra, a tylko mnie, którego dręczy, a może i nigdy się tego nie domyśli, pomimo wczorajszej nauczki. To też i lepiej, że odjadę i porzucę ją raz na zawsze. Ale, ale, a co się z nią teraz dzieje? Co zaszło, skorom odszedł?
Alosza opowiedział mu o zasłabnięciu Katarzyny, która dotąd leży w gorączce.
— Czy nie kłamie ta Chachłakowa?
— Zdaje się, że nie.
— Wartoby sprawdzić. Co prawda, z ataku nerwowego nikt nie umarł. Przeciwnie, to łaska Boska dla kobiet, te ich ataki nerwowe. Nie pójdę tam. Poco leźć znowu?
— Pocóż jej powiedziałeś, że nie kochała cię nigdy?
— To tak umyślnie, mój drogi. No! każmy sobie podać szampana i pijmy na oswobodzenie moje. Nie uwierzysz, jak jestem szczęśliwy.
— Nie, bracie — odrzekł Alosza — nie będziemy pili, bo mi czegoś smutno.
— Zauważyłem to odrazu, że ci coś jest.
— Więc ty naprawdę wyjeżdżasz jutro rano?
— Nie powiedziałem, że koniecznie rano, ale może i tak będzie. Czy wiesz, dlaczego przyszedłem tu dzisiaj? Poprostu nie mogę już wytrzymać z naszym starym, taki wstrętny. Dawnobym już odjechał, byle go tylko nie widzieć. Ale dlaczego