Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nim stykają, okazują gotowość świadczenia im dobrodziejstw. Niewiem na czem to polega, ale i starzec mi to mówił i ja sam zauważyłem już to nieraz w stosunku z biednymi ludźmi. Otóż obrażającem już było dla niego to, że sam niewiedząc kiedy, zaczął mi się szczerze ze wszystkiego spowiadać, a w dodatku okazał tak wielką radość z powodu niespodziewanej pomocy. Bo z początku ucieszył się bardzo tymi pieniędzmi. Gdyby radości tej nie okazał i robił miny pełne godności, możeby się później tak nie rozgniewał. Ale to człowiek dobry i szczery, radości ukryć nie umiał, choć czuł nawpół świadomie, że okazać jej nie powinien.
Był już więc niezadowolony z siebie. Gdy zaś jeszcze w dodatku ja mu zaproponowałem pomoc pieniężną, to dopełniło miary; a zkądże i ten przychodzi do świadczenia mi dobrodziejstw? pomyślał wtedy i podeptał pieniądze, ale to się nawet lepiej stało.
— Dlaczego lepiej?
— Dlatego, Lizo, że gdyby on pieniędzy tych nie odrzucił, to już w kilka chwil potem uczułby się poniżony, upokorzony, potępiałby siebie i prawdopodobnie odniósłby na drugi dzień dwieście rubli i nie przyjąłby ich. A teraz, przeciwnie, gdy odszedł dumny i zadowolony z siebie, gdy dowiódł, że już ma godność i ambicyę i płacić sobie za krzywdy nie pozwoli, to może znów, powróciwszy do domu, rozmyślać zacznie nad swoją nędzą i mimowoli przyjdzie mu jednak na myśl, ileby mógł przynieść ulgi swojej rodzi-