Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głupie błazeństwa, które do niczego nie prowadzą — krzyknęła ze swego kąta rudowłosa dziewczyna i tupnęła gniewnie nogą.
— Mówisz zupełnie słusznie, Barbaro Mikołajówno, i natychmiast spełnię twoje żądanie. Weź pan swoją czapeczkę, Aleksy Fedorowiczu, a i ja zrobię to samo i wyjdziemy na ulicę, aby swobodnie pogadać, bo tu jakoś rozmowa nie idzie. Ale zapomniałem cię jeszcze zapoznać z mojemi córkami. Ta, co siedzi na krześle i nic nie mówi, to Nina Mikołajówna, anioł w ludzkiem ciele, zesłany śmiertelnikom, jeżeli jesteś pan w stanie zrozumieć takie rzeczy; a ta ot, co nóżką na mnie tupnęła, a przed chwilą nazwała mnie pajacem, to Barbara Mikołajówna, również anioł w ludzkiem ciele. A teraz chodźmy.
Mówiąc to, ujął za rękę Aloszę i wyprowadził go z izby.
— Tu świeże powietrze — mówił, wyszedłszy na podwórze — a tam, w naszych salonach, cokolwiek duszno, i to pod każdym względem. Przejdźmy się, panie kochany, i pogadajmy, bo pragnąłbym bardzo zainteresować pana.
— Ja także mam do pana interes, tylko nie wiem jak zacząć — zauważył Alosza.
— Oczywiście, że musisz pan mieć jakiś interes, inaczej nie byłbyś do nas zajrzał. A może to tylko skarga na malca; tam nie mogłem panu wszystkiego opowiedzieć, ale teraz opiszę panu całą tę scenę. Widzi pan, miotełka moja (tak chłopcy ze szkoły nazwali moją brodę) gęstsza była tydzień temu. Wywlókł mnie pański brat,