Przejdź do zawartości

Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jem ręku. Będę dziś napewno płakała. Do widzenia. Do tego strasznego widzenia się, którego się tak bardzo lękam.

Liza.

P. S. Przyjdź pan jutro, koniecznie, koniecznie, koniecznie!”
Alosza czytał ze zdziwieniem; przeczytał dwa razy, zamyślił się, a potem rozśmiał się cichym, słodkim śmiechem.
Wzdrygnął się jednak natychmiast, gdyż śmiech ten w obecnych warunkach wydał mu się grzechem. Po chwili jednak uśmiechnął się znów błogo, złożył powoli list, wsunął go do koperty, przeżegnał się i położył spać. Zamącenie ducha, jakiego wpierw doświadczał, znikło w jednej chwili.
„Boże, zmiłuj się nad nimi wszystkimi, chroń cierpiących i błądzących, wskaż im drogi, jakiemi kroczyć mają. Ty, który jesteś miłością, możesz ich wszystkich radością obdarzyć”. Takie słowa szeptał nawpół już senny Alosza, żegnając się raz po raz, aż wreszcie zasnął głęboko snem niewinności.





ROZDZIAŁ TRZECI.

Ostatnie chwile sprawiedliwego.

Nazajutrz, bardzo wcześnie, przed świtem jeszcze, obudzono Aloszę. Starzec już nie spał,