Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śli o tej kobiecie, i on to samo myśli. A przecież... — tu Katarzyna rozśmiała się nerwowo. — Przecież... się z nią nie ożeni. — Czyż może Karamazow podlegać wiecznie jednej i tej samej namiętności? Bo to nie miłość, to szał. — A zresztą, nie ożeni się z nią, bo ona sama za niego nie pójdzie, — dodała ze szczególnym uśmiechem.
— Może się jednak i ożeni — odrzekł niepewnie Alosza, spuszczając oczy.
— A ja panu mówię, że się nie ożeni. Ta dziewczyna to anioł. — Pan jeszcze nic nie wie! — zawołała Katarzyna z niezwykłym zapałem. — To wszystko jak baśń czarodziejska! Ta kobieta to czarodziejka, ale przytem dobra, uczciwa, szlachetna. — Cóż pan tak na mnie patrzy? jakby się pan dziwił i niczemu nie wierzył. — Agrypino Aleksandrowna! aniele drogi! — zawołała nagle przezedrzwi do przyległego pokoju — wejdź pani, proszę, to przyjaciel, to Alosza Fedorowicz, który jest we wszystko wtajemniczony. Niech mu się pani pokaże.
— Właśnie czekam tylko na wezwanie — dał się słyszeć miękki, dźwięczny głos kobiecy, brzmiący przesadną może trochę słodyczą.
Podniosła się portyera i we drzwiach ukazała się Grusza we własnej osobie, rozradowana i uśmiechnięta. — Alosza uczuł, jakby mu się coś wewnątrz przewróciło. Wlepił w nią oczy i oderwać ich nie mógł. Więc to ma być owa straszna kobieta, to „zwierzę” jak ją przed pół godziną jeszcze nazwał brat Iwan. Na pierwszy rzut oka była to zupełnie zwyczajna kobieta, prawda, że