Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Należy dodać, że nietylko wierzył w uczciwość Smerdiakowa, ale go przytem bardzo lubił, mimo, że chłopak patrzył na niego z ukosa, jak na wszystkich, i przeważnie milczał. Patrząc na niego, trudnoby było odgadnąć, o czem myśli. A zdarzało się nieraz, że stawał gdzieś na ulicy, lub w ogrodzie i stał tak jakie dziesięć minut, pogrążony, jak się zdawało, w głębokiej zadumie. Fizyonomista, spojrzawszy na niego w owej chwili, powiedziałby, że w oczach jego i twarzy niema żadnej myśli, ani zadumy, tylko jakieś bezpamiętne zapatrzenie się.
Malarz Kramski wymalował obraz podobny, zatytułowany — Zapatrzony. Krajobraz zimowy, las, a przy drodze stoi sam, samiuteńki chłopina jakiś, w łapciach i oberwanym kaftanie. Zdaje się być pogrążony w głębokiej zadumie, a właściwie nie myśli, a tylko zapatrzył się gdzieś bezświadomie. Gdyby go ktoś trącił, spojrzałby tylko, jak ze snu zbudzony, nie rozumiejąc, o co chodzi. Spytany, o czem myślał, nie umiałby napewno nic odpowiedzieć, a w każdym razie zataiłby głęboko wrażenie, pod jakiem znajdował się w czasie owej zadumy. Wrażenia takie są mu bardzo drogie i gromadzi je wciąż nawpół bezwiednie, aż kiedyś przyjdzie chwila, gdy wrażenia te ujawnią się w niespodzianym jakimś postępku. Człowiek taki może nagle rzucić wszystko i pójść do Jerozolimy, by duszę zbawić, albo też podpali własną wieś, lub zrobi jedno i drugie. Takich lunatyków dużo jest wśród ludu rosyjskiego, i takim był także Smerdiakow. Gromadził on chciwie nieuświa-