Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

własnym domu, a w dodatku krzyczeć przy świadkach, że się go zabije... słowem, gdybym chciał, mógłbym natychmiast twego Mitię pod klucz wsadzić.
— Ale ojciec nie chce.
— Iwan odradza. Ja na rady Iwana pluję, ale i sam nie chcę.
Tu pochylił się ku Aloszy i szepnął mu poufnie.
— Gdybym tego łajdaka do więzienia wsadził, onaby się dowiedziała i poleciałaby zaraz do niego, pocieszać.
Przeciwnie, gdy się dowie, jak on mnie, słabego starca, skatował, ukrzywdził, po ziemi włóczył, to gotowa przyjść do mnie, obaczysz. Już ja ją znam, taki ma charakter, wszystko na przekór. Chcesz koniaczku. Wiesz, kawa zimna, ale dodać do niej ćwierć kieliszka, będzie delicya.
— Nie, dziękuję. Bułeczkę zjem, jeśli ojciec pozwoli, a koniaku niech ojciec nie pije, zwłaszcza teraz.
— Masz słuszność, koniak szkodzi, ale kapeczkę przecie można.
Mówiąc to, otworzył szafkę, nalał sobie kieliszek koniaku i wypił go, potem zamknął szafkę i klucz do kieszeni schował.
— Od kieliszka nie zginę.
— Ot, już ojciec znowu dobry.
— Ja dla ciebie i bez koniaczku dobry, bo cię kocham, a z podłymi tom podły. Iwan nie chce jechać do Czeremaszny, a dlaczego? Szpieguje mnie, chce wiedzieć, ile dam Gruszy, gdy