Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego? Musi być przecie ktoś, coby się nad nieszczęsnym użalił. Na Zachodzie, podobno, przestępca nie potrzebuje tego użalenia się, bo współczesna nauka kładzie mu nieustannie w uszy, że przestępstwo jego nie jest bynajmniej zbrodnią, lecz słusznym protestem przeciw niesprawiedliwości. W krajach protestanckich Kościół znajduje się właśnie w stanie przejściowym, przechodząc coraz bardziej z Kościoła w państwo, aby się z czasem w tem państwie zupełnie roztopić. W Rzymie, przed tysiącem już lat, uczyniono z Kościoła państwo. Z tego powodu przestępca sam się najczęściej nie uznaje za członka Kościoła i nie żąda od niego żadnej pociechy. I u nas w wielu wypadkach dzieje się podobnie, jest jednak instynktowna wiara w sąd Kościoła, któremu przestępca poddaje się prawie bezwiednie. Słusznie też zauważył Iwan Fedorowicz, że gdyby z czasem cała społeczność stała się Kościołem, to nietylko sąd kościelny oddziałałby na przestępcę silniej i głębiej, niż jakibądź inny, ale też i liczba przestępstw zmniejszyłaby się niezawodnie. Kościół wiedziałby już, jak przywrócić do łaski odrzuconego, podnieść upadającego, lub powstrzymać zamyślającego o zbrodni. Co zresztą oby się stać mogło choćby pod koniec wieków!
— O tak, niech tak będzie! Niech się tak stanie! — twardo i energicznie potwierdził ojciec Paisy.
— Dziwne, do najwyższego stopnia zadziwiające — zauważył Mjusow, ze źle powstrzymywanem oburzeniem.