Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, Mjusow zerknął ukradkiem na stojących nieopodal zakonników.
— Uznał on natychmiast swój błąd, ale wstydząc się swego uniesienia, nie śmie już stawić się przed waszą Wielebnością; za pośrednictwem mojem i syna swego, Iwana Fedorowicza, prosi o przebaczenie, wyrażając jednocześnie żal swój i szczerą skruchę.
Mjusow umilkł. Wypowiadając pojednawcze to przemówienie, zapomniał najzupełniej o poprzedniem swem rozdrażnieniu. Czuł się przytem zupełnie zadowolony z siebie. To też w tej chwili kochał znów ludzkość całą bez żadnych ograniczeń.
Przełożony wysłuchał go uważnie, skłonił lekko głowę i przemówił w odpowiedzi:
— Żałuję mocno, że towarzysz panów nie chce być naszym gościem. Być może, że obcując z nami dłużej, zmieniłby uczucia swoje i pokochałby nas tak, jak my go kochamy. Proszę, zechciejcie panowie zająć miejsca.
Przełożony stanął przed obrazem i czytać zaczął modlitwę, której wszyscy obecni wysłuchali w pełnym szacunku skupieniu. Obywatel Maksymow, zwłaszcza, dawał oznaki szczególnego przejęcia, wzdychając i składając pobożnie ręce.
Fedor Pawłowicz tymczasem namyślił się jeszcze raz i postanowił urządzić jeszcze jeden kawał.
Dla ścisłości musimy stwierdzić, że z początku chciał on rzeczywiście odjechać i nie miał zamiaru być na owym obiedzie. Nie dlatego,