Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

unicestwienie wiary w nieśmiertelność wywołałoby takie skutki? — spytał starzec Iwana.
— Tak, rzeczywiście mówiłem; jeśli niema nieśmiertelności, to niema i cnoty.
— Szczęśliwy pan jesteś, że tak wierzysz, albo też może bardzo nieszczęśliwy.
— Dlaczego nieszczęśliwy? — spytał z uśmiechem Iwan.
— Bo prawdopodobnie sam pan nie wierzysz ani w nieśmiertelność duszy, ani też w to wszystko, coś pan napisał o Kościele i w kwestyi religijnej.
— Być może, ojcze, że macie słuszność, chociaż nie zupełnie żartowałem — przyznał Iwan z nagłym rumieńcem.
— Nie żartowałeś pan zupełnie, to prawda, bo też wątpliwość ta nie jest jeszcze rozstrzygnięta w pańskiem sercu, mimo, że je udręcza. Zresztą i męczennik lubi niekiedy zabawić się męką swoją, jakby z nadmiaru bólu. Tak i pan zabawiasz się artykułami dziennikarskiemi, rozmowami w salonie, mimo, że nie rozstrzygnąłeś pan jeszcze w sobie tej kwestyi, a rozstrzygnięcia jej pragniesz.
— A możeż nastąpić owo rozstrzygnięcie? A zwłaszcza w formie twierdzącej? — zapytał Iwan, patrząc na starca z nieokreślonym uśmiechem.
— Jeśli nie może rozstrzygnąć się twierdząco, to nie rozstrzygnie się też i przecząco; sam pan to czujesz w głębi serca i to pana najbardziej męczy. A przecież powinieneś pan dziękować Stwórcy, że dał ci wzniosłe serce, zdolne do te-