Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy zapędzaniu drugiego niedźwiadka, stał się cud, cud uczyniony przez łaskawą boginię Kwan-Non, która tysiącem rąk kieruje losami śmiertelników.
Masao Gejo zrozumiał w tym momencie potęgę bogini, zrozumiał siłę modlitwy i namiętnego „doozo“, którem zakończył swoje błaganie w świątyni.
Niedźwiadek najspokojniej w świecie podchodził do wylotu klatki, gdy nagle dał susa naprzód, przewrócił podciągnięte do drzwiczek pudło i wyrwał się na arenę. Obiegł ją parę razy i stanął na tylne łapy, zdziwiony i przerażony. Bo też i było czemu się dziwić! W tłumie publiczności powstał zgiełk i tumult. Ludzie w popłochu biegli ku wyjściu, popychając się wzajemnie i tratując upadających. Krzyki, płacz, nawoływania, nawet wycie przerażonych widzów ogłuszyły niedźwiadka i oszołomiły; miotał się po arenie, szukając schronienia. Nagle ujrzał uczyniony przez uciekających widzów wyłom w barjerze i rzucił się w tę stronę, wbiegł do pierwszej loży i tu się zaczaił. Jednak krzyki i zgiełk wypłoszyły go znowu, więc wypadł i schodami zaczął się gramolić do lóż wyższego piętra, gdzie siedziała Kenson-San z młodym kupcem. Jurakuszo Dori nie był zbyt odważnym młodzieńcem, więc wziął długie nogi za pas i zmykał, sadząc przez krzesła i ławki,